internet, reklama

Ignorancja szkodzi – gorzka w konsekwencjach reklama

Jedna z najgłośniejszych historii medialnych tego roku to przykład na ryzyko wiążące się z pracą agencji. Przypomnijmy zarys sprawy, o której pewnie każdy już słyszał: pewna marka wódki, prowadząca stronę na Facebooku jak większość marek dzisiaj, wrzuciła tam właśnie zdjęcie. Zdjęcie przedstawiało Michała Adamowicza, zastrzelonego właśnie przez ZOMO podczas manifestacji w Lublinie w 1982 r., niesionego przez biegnących mężczyzn. Zdjęcie jest znane i kojarzone przez wielu ze stanem wojennym i represjami, choć w dzisiejszych czasach – nie aż tak znane. Nie jest też samo w sobie zbyt dosłowne. Prawdopodobnie osoba odpowiedzialna za prowadzenie strony wódki po zobaczeniu zdjęcia uznała, że oddaje ono chaos pijaństwa i grubej imprezy, i dokleiła do niego logo wódki. Prawdziwy kontekst zdjęcia oczywiście szybko „wyszedł na jaw”, i na stronie pojawiły się liczne głosy oburzenia. Pojawiło się sporo komentarzy, oczywiście bardzo krytycznych, które odpowiedzialni za stronę starali się kontrolować. Niejeden komentator stwierdził, że zdjęcie kojarzące się tragicznie wykorzystano celowo, by fala oburzenia zrobiła tanim kosztem reklamę danej marce (tak czy siak, nie będziemy tutaj promować jej nazwy). Producent wódki chyba jednak zadowolony nie był, bo zdecydowanie odciął się od związku za sprawą. Oto finał: agencja reklamowa, która prowadziła tę stronę, została zwolniona przez producenta, a ponieważ był to ich główny klient, zostanie teraz zamknięta.

Zły PR
Black PR

Będzie to teraz przykład dla pracowników mediów, jakie konsekwencje mogą mieć błędy w pracy. Można powiedzieć, że zadecydował jeden błąd – sęk w tym, że przez niego na jaw wyszły procedury, z których korzysta może wiele firm, ale nawet jeśli, to wszystkie liczą na to, by na jaw nie wyszły. I nie chodzi tu bynajmniej tylko o to, że nie sprawdzali, czy zdjęcie, którego użyją, nie odnosi się przypadkiem do tragicznej historii…

Niektórzy komentatorzy zwrócili uwagę bardziej na to, że zdjęcie zostało wykorzystane bez zgody autora. Jak się okazuje, działalność tej agencji w internecie opierała się po prostu na znalezieniu zdjęcia, skopiowania go, i użycia – bez żadnego wglądu na prawa autorskie. Ten aspekt sprawy jednak nie odbił się aż tak szerokim echem.

Los tej reklamy to przykład na to, na co należy baczyć najuważniej w pracy medialnej: chociaż co roku nie brak reklam wywołujących oburzenie – najczęściej z powodu obecności tematów seksualnych, przemocy, religii – to bardzo rzadko są one tak jednogłośnie potępiane, jak ta jedna, szybko usunięta wrzutka na Facebooka.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *