wizytówki

Czy wydarzenie TV takie jak Eurowizja się opłaca?

Luty to sezon Oscarów, podczas którego stacja ABC co roku pokazuje wszystkie gwiazdy wychodzące na czerwony dywan, a potem samą wielogodzinną ceremonię. To jedno z tych wydarzeń, o których słyszy prawie każdy, a wiele osób przynajmniej przelotnie się nimi zainteresuje. Ale zawsze przy organizacji takich „eventów” pojawia się pytanie, czy na pewno warto wydawać na nie pieniądze. I nie chodzi bynajmniej tylko o głosy pytające na przykład, czy zamiast organizacji Euro i różnorakich igrzysk nie lepiej postawić kilka żłobków, albo też czy zamiast ceremonii Europejskiej Stolicy Kultury nie można by poprawić jakości tramwajów w mieście. To także ogólne pytanie, czy jednorazowe, kosztowne wydarzenie opłaca się samym organizatorom – zazwyczaj telewizji. Jeśli chodzi o organizację Euro w Polsce, telewizja oczywiście mogła przez miesiąc transmitować mecze do kilkudziesięciu krajów Europy zainteresowanych tym wydarzeniem, a jeśli chodzi o ogromne koszta organizacji imprezy, w większości były one związane z budową dróg i torów kolejowych, co można uznać za inwestycję niezależną w opłacalności od samego Euro. Jednak pokazowe gale i eventy to często znacznie bardziej bezpośrednio inwestycja dla samej stacji: wydać trzeba dużo, a zysk w pewnej mierze dotyczy nie tylko jednego wieczoru, ale też trzeba liczyć na długoterminowe korzyści wizerunkowe. Przykładem tego, jak niewygodne mogą być koszta organizacji takich „atrakcyjnych” imprez, może być tegoroczny konkurs Eurowizji, który odbędzie się w maju na Ukrainie.

Radość z wygranej Eurowizji nie dotyczy koniecznie całego kraju. Źródło: Pixabay.com.
Radość z wygranej Eurowizji nie dotyczy koniecznie całego kraju. Źródło: Pixabay.com.

Wielu dziennikarzy pyta o to, czy kraj dotknięty wojną stać na zorganizowanie tak wystawnego festiwalu, będącego pokazem kiczowatego przepychu od dziesiątek lat. Organizacja Eurowizji to, można uznać, dopust Boży – przywilej ten trafia się co roku krajowi, który ostatnio triumfował. Niektóre kraje decydują się z tego powodu, by w ogóle nie startować, w ten sposób będąc też bezpiecznym od wygranej (jak Węgry w 2010 r.). Inne kraje ponoszą koszty, ale często oznacza to konieczność zrezygnowania z czegoś innego – przykładowo, stacja norweska w 2010 r. miała odsprzedać prawa do piłkarskiego Mundialu konkurencji, by po Eurowizji móc jeszcze dopiąć budżet. Polskę na razie to ominęło, za to Ukrainę spotyka drugi raz – w 2004 roku wygrała Rusłana, a w 2016 okazała się to być Dżamała. Tak więc gala znów odbędzie się w Kijowie, a we wschodnich mediach krążyły nawet informacje (raczej nieoparte na faktach), że koszty poniosą pośrednio mieszkańcy Kijowa, poprzez podwyższoną cenę prądu. Faktem jest na pewno to, że w połowie lutego aż 21 członków komitetu organizacyjnego kijowskiej Eurowizji rzuciło robotę, zwracając uwagę na dramatyczne braki w budżecie. Do tego dodać można kontrowersyjne miejsce ceremonii otwarcia – niegdysiejszy prawosławny Sobór Sofijski – a także już trwające problemy z zakupem biletów przez chętnych z całego świata. Jak widać, festiwal beztroskiej piosenki może dla organizatorów nieść sporo trosk i siwych włosów, a wszystkich zaangażowanych skłaniać do pytań o także finansowy sens przedsięwzięcia…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *